qwertasdf
Komentarze: 0
Czuję się jak szmata, jak nic, które można poniżać. Sama do tego doprowadzam. Jak ktoś mnie zrani, to mówię: "nie", jednak brzmi to jak "tak, krzywdź mnie, po to jestem". Syndrom ofiary. Nie stawiam żadnych granic. Notoryczne poświęcanie się odziedziczyłam po mojej mamie. To ona nauczyła mnie, ze lepiej przemilczeć, wytrwać, przecierpieć...Kiedys terapeuci zapytali, czego oczekuję w chwili gdy z kimś rozmawiam, odruchowo powiedziałam, ze czekam aż ktoś mnie uderzy.
Nie obwiniam otoczenia, ludzi którzy mnie krzywdzą. To ja sama tego od nich oczekuję. Rola ofiary wywołuje w innych chęć agresji, ja tez tak mam.
Pewnie wiekszośc z was zastanawia się, gdzie w tym jest Bóg. Ja też:) On jest wtedy, gdy jest dobrze, gdy mam siłę, aby pokonać przeszkodę. Przypominam sobie teraz, jak mi łatwo jest mówić innym "Bóg Cię kocha", opowiadać o zbawiennym cierpieniu, o nadziei.
Od jakiegoś czasu zaliczam Boga do grona facetów, którzy mnie zdradzili. Boję sie Go, nie potrafię zaufać i czuję panikę, że moze mnie ukarać. Podobne uczucia mam w stosunku do mojego ojca i jeszcze kilku innych mężczyzn.
Potrzebuję zmiany.
Dodaj komentarz